poniedziałek, 23 marca 2009

Wolność słowa i przekazu a prawo cytatu - cz. 3

1.1 Wolności słowa na gruncie prawa polskiego
1.2 Prawo cytatu na tle wolności słowa
1.3 Problem wąskich ram prawa cytatu w „społeczeństwie internetowym” na tle wolności słowa

Przyglądając się bliżej instytucji prawa cytatu zastanowić można się nad tym, czy zagwarantowane przez przepis art. 29 ust. 1 ramy cytatu, wyznaczające pośrednio pewne granice wolności wypowiedzi w Polsce, przystają do współczesnego „społeczeństwa internetowego”. Problemem, z jakim wiąże się niedostosowanie w pewnym zakresie ram instytucji dozwolonego użytku, jest nie tylko ciągły rozwój techniki, ale i również zmiany, jakie zachodzą w samym społeczeństwie. Dzięki pojawieniu się Internetu oraz digitalizacji różnego rodzaju utworów przesyłanie informacji stało się niezwykle łatwe. Ludzie nie muszą już opisywać zabawnych scen z filmów, wzruszających audycji, czy bulwersujących materiałów, bo dzięki nowej technologii mogą je po prostu pokazać. Taka forma przekazu pozwala lepiej współodczuwać, zmniejsza możliwość nieporozumień, a co więcej, pozwala ludziom w różnych częściach świata odczuwać dokładnie to samo. Ponadto, wraz z tworzeniem się społeczności Internetowej, ludzie odczuli chęć komunikowania się niejako „z całym światem”, poprzez rożnego rodzaju fora, portale społecznościowe, czy serwisy typu Youtube. Wraz z upowszechnieniem się Internetu, czymś naturalnym stała się potrzeba wyrażania i przekazywania swoich myśli i odczuć, w tym również różnego rodzaju przekazów audiowizualnych, w „wolną przestrzeń Internetu”, tak aby każdy, kto tylko chce, miał możliwość zapoznania się z daną treścią. Zjawisko to spowodowało, że coraz więcej ludzi zaczęło rozpowszechniać różnego rodzaju utwory, w tym utwory audiowizualne, tym samym wychodząc poza ramy dozwolonego użytku prywatnego, który to stworzony został właśnie z myślą o dzieleniu się wrażeniami, jakich dostarcza sztuka, pomiędzy znajomymi poprzez wspólne korzystanie z utworów. W rezultacie osoby zamieszczające rożnego rodzaju chronione prawem autorskim treści, aby czynić to legalnie, muszą mieścić się w ramach dozwolonego użytku publicznego. Jednakże cele zawarte w art. 29 ust 1 PrAut wymienione zostały w sposób enumeratywny, z pominięciem celu informacyjnego. Oprócz tego, dozwolony przez prawo cytat stosowany może być jedynie w utworach stanowiących samoistną całość, co oznacza, że samo zamieszczenie fragmentu danego utworu bez żadnego twórczego kontekstu, choćby nawet mieściło się w ustawowym celu cytatu, nigdy nie będzie mieściło się w ramach dozwolonego cytatu. Warto podkreślić, że przewidziane przez art. 25 PrAut prawo przedruku pozwala na zamieszczanie niektórych krótkich materiałów (chociażby sprawozdań o aktualnych wydarzeniach) w celach informacyjnych, jednakże uprawnienie to przysługuje jedynie prasie, radiu i telewizji. Należy w tym miejscu zastanowić się, czy aby w dzisiejszych czasach roli, jaka przysługuje prasie lub radiu, nie może spełniać niemalże każdy aktywny użytkownik Internetu. Nawet jeśli odpowiedź na powyższe pytanie byłaby twierdząca, to i tak użytkownik ten nie ma prawa do rozpowszechnia celem informacyjnym jakiegokolwiek utworu. Z tych właśnie względów teoria i dozwolone ramy cytatu zaczynają coraz bardziej odbiegać od stosowanej w tej mierze praktyki, która w żadnym wypadku zgodna z prawem autorskim nie jest. Co więcej, w opinii większości społeczeństwa „dozwolone w ich przekonaniu ramy cytatu” pozwalają na znacznie więcej, niż wynika to z przepisów prawa i utrwalonej literatury. Dla większości, w szczególności „młodszego społeczeństwa” możliwość „dzielenia się” fragmentami różnego rodzaju utworów stała się częścią kultury i jest w ich przekonaniu przejawem korzystania z wolności wypowiedzi i przekazu.


Mając na uwadze powyższe rozważania uważam, iż w niedalekiej przyszłości zmiana przepisów regulujących prawo cytatu stanie się konieczna. W przeciwnym bowiem przypadku, przepisy te staną się jedynie martwym prawem, na które i tak nikt nie będzie zważał. Oczywiście zmiany te muszą uwzględniać również interes twórcy, który już dziś, w wyniku masowo podejmowanych działań wykraczających poza dozwolony użytek publiczny jest w znaczącym stopniu naruszany. W związku z powyższym, w moim przekonaniu wraz ze znaczącą zmianą technologii oraz kultury korzystania z cudzej twórczości, konieczna staje się próba ponownego wyważenia, poprzez instytucje dozwolonego użytku, w tym również prawa cytatu, interesów twórcy (a w szczególności jego majątkowych praw autorskich) z interesami całego społeczeństwa.

Autor: Agnieszka Wachowska

Wolność słowa i przekazu a prawo cytatu cz. 2

1.1 Wolności słowa na gruncie prawa polskiego
1.2 Prawo cytatu na tle wolności słowa
1.3 Problem wąskich ram prawa cytatu w „społeczeństwie internetowym” na tle wolności słowa

Przepisy prawa autorskiego za podstawowy fundament tej dziedziny prawa uznają zasadę monopolu autorskiego twórcy, tym samym ograniczając w istotny sposób wolność słowa i wypowiedzi zagwarantowaną przepisami Konstytucji RP oraz EKPC. Jednakże, jak zauważają J. Barta i R. Markiewicz: „przepisy prawa autorskiego zostały skonstruowane tak, by zachowany został racjonalny kompromis między słusznymi prawami autorskimi, a realizacją konwencyjnego (i konstytucyjnego) prawa do swobody wypowiedzi”[1].. Respektowanie przez prawo autorskie wolności słowa, w głównej mierze zagwarantować mają cztery zasady (instytucje) przewidziane przez prawo autorskie. J. Brata i R. Markiewicz wśród tych zasad (instytucji) wymieniają: 1) wyłączenie ochrony pomysłów i innych elementów dzieła określonych w art. 1 ust 2(1) PrAut, 2) ograniczenie czasu trwania autorskich praw majątkowych, 3) wykluczenie określonych wytworów intelektualnych spod działania ustaw autorskich oraz 4) treść samych przepisów o dozwolonym użytku[2]. Istotna rola przepisów o dozwolonym użytku uwarunkowana jest nie tylko interesem społecznym związanym z zapewnieniem ogółowi dostępu do informacji i dóbr kultury, ale również interesem potencjalnych autorów, którzy mogą się pełni realizować poprzez twórcze wykorzystanie cudzej twórczości.[3] Wobec powyższego pamiętać należy, aby przy wykładni przepisów dotyczących niektórych z form dozwolonego użytku, zawsze mieć na uwadze ideę, jaka legła u podstaw tych przepisów, w tym również prawa cytatu, sprowadzającą się do ochrony szeroko pojętej „wolności słowa”. Oznacza to, że wykładnia zakresu dozwolonego wykorzystywania prawa cytatu, w sposób pośredni, oddziaływać będzie również na zakres chronionej konstytucyjnie wolności słowa.


Podkreślić w tym miejscu należy, iż może się niekiedy okazać, że „ustawowe granice swobody wypowiedzi »wmontowane« do prawa autorskiego”[4] w sposób niedostateczny stoją na straży wolności słowa. Wolność słowa, będąca gwarancją niezbywalnych i nienaruszalnych praw, jest kategorią bardzo ogólną i trudną do zdefiniowania, natomiast dopuszczone przez prawo jako gwarancja wolności słowa różne formy dozwolonego użytku wymienione zostały w sposób bardzo kazuistyczny. Wobec powyższego może się okazać, że w obliczu zmieniającej się rzeczywistości (masowej komputeryzacji, digitalizacji, rozwoju Internetu), przewidziany przez prawo autorskie zakres dozwolonego użytku publicznego nie spełnia dobrze swojej roli i w sposób niedostateczny strzeże wolności słowa. Poza tym, kazuistyczne ujęcie form dozwolonego użytku nie pozwala na uniwersalną i elastyczną wykładnię tych instytucji. Powoduje to, że mogą zaistnieć nieprzewidziane wcześniej przez szczegółowe zapisy ustawy stany faktyczne, w których działania mieszczące się w realizacji podstawowego prawa, jakim jest wolność słowa, nie będą objęte zakresem dozwolonego użytku przewidzianego przez ustawę. Jak zauważają J. Barta i R. Markiewicz: „Analizowany problem dotyczy konfliktu między podstawowymi prawami i wolnościami respektowanymi na gruncie międzynarodowych konwencji oraz krajowych konstytucji a cywilnoprawnymi regulacjami występującymi w większości krajów. Chodzi tu o starcie się prawa własności, obejmującego też prawo autorskie (będące składową własności intelektualnej), z prawem do swobody wypowiedzi. Nie można przyjąć generalnego priorytetu jednemu z tych praw. W istocie w konkretnych sprawach konieczne staje się wyważenie sprzecznych interesów. Oba prawa mają bowiem ustrojowo fundamentalny charakter, aczkolwiek nie są absolutne.”[5]. Mając na uwadze powyższe, postulować można, aby zarzut naruszenia przepisów o dozwolonym użytku, w sytuacji, gdy z perspektywy art. 10 EKPC istnieją poważne racje przemawiające za tym, aby wolności wypowiedzi dać pierwszeństwo przed ścisłym przestrzeganiem przepisów prawa autorskiego, potraktować jako nadużycie prawa z art. 5 KC. Przy takiej celowościowej wykładni przepisów dotyczących instytucji dozwolonego użytku publicznego, w tym prawa cytatu, instytucja ta staje się znacznie bardziej elastyczna, przypominając nieco amerykańską doktrynę „fair use”. Pamiętać jednak należy, iż zarzut nadużycia prawa podnoszony być powinien jedynie w sytuacjach wyjątkowych i nie może stać się on z pewnością regułą przy wykładni przepisów o dozwolonym użytku publicznym.


Zgodnie z definicją podstawowego trzonu prawa cytatu zawartą w art. 29 ust. 1 PrAut w ramach prawa cytatu wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości jedynie w zakresie uzasadnionym wyjaśnieniem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości Jak widać z samej definicji zawartej w art. 29 ust. 1 PrAut możliwość skorzystania z instytucji dozwolonego użytku publicznego, jaką jest prawo cytatu w sposób istotny została ograniczona przez ustawodawcę wprowadzeniem kilku przesłanek warunkujących możliwość jej wykorzystania. Z samej definicji prawa cytatu wynika, iż ograniczające wolność słowa mogą być wąskie ramy tej instytucji. Wydaje się, że z punktu widzenia zagrożeń dla wolności słowa największe znaczenie przypisać można ograniczeniom związanym z wielkością przytaczanego urywka oraz z celem, w jakim fragmenty cudzych utworów mogą być cytowane, albowiem ograniczenia te w sposób najistotniejszy wpływają na swobodę przytaczania i odwoływania się do cudzej twórczości, a co za tym idzie, również na zakres ograniczeń wolności słowa. Podobnie zauważają J. Barta i R. Markiewicz wskazując, iż „w sytuacjach, gdy przepisy w prawie cytatu zezwalają jedynie na wykorzystanie fragmentu dzieła, a charakter i cel wypowiedzi wymaga przejęcia go w całości powstaje problem nieodpowiedniości tych przepisów w świetle prawa do swobody wypowiedzi”[6]. Przed problemem odpowiedniego wyważenia dóbr w kontekście dozwolonej wielkości cytowanego fragmentu stanął Sąd Najwyższy w Austrii. W orzeczeniu z dnia 3 października 2000 r. Sąd ten uznał, iż „dla zilustrowania sposobu prowadzenia przez gazetę »Neu Krone Zeitung« kampanii w sprawie koalicji dwóch partii konieczne było »zacytowanie« reprodukcji pięciu »pełnych« stron z tej gazety”[7]. Tym samym sąd uznał, że działanie wykorzystujące cudzą twórczość mimo, że nie mieściło się w ustawowym pojęciu fragmentu, a co za tym idzie nie było dozwolone w ramach prawa cytatu, uznać należało za dopuszczalne ze względu na wspomniane już poszanowanie dla wolności słowa. W podobnym tonie wydane zostało również orzeczenie Bundesgerichtshof dotyczące wykorzystania w sztuce teatralnej dwóch „obszernych fragmentów” z dramatów Bertolda Brechta w zakresie przekraczającym ramy dozwolonego cytatu, bez zezwolenia spadkobierców. W orzeczeniu tym Bundesgerichtshof stwierdził, iż „w przypadku kreacji artystycznej swoboda cytowania jest szersza i nie ogranicza się do sytuacji, gdy funkcją cytatu jest uzasadnienie (stworzenie podstaw) do własnego, osobistego ujęcia. Dostateczne jest już bowiem, gdy cytat stanowi narzędzie dla artystycznej opinii wyrażanej przez cytującego”[8]. Wolność wypowiedzi znaleźć może również niekiedy pierwszeństwo przed ścisłym przestrzeganiem przepisów związanych z enumeratywnie zakreślonym celem cytatu. Albowiem niekiedy okazać się może, że przytoczenie cudzej twórczości w pełni uzasadnione swobodą wypowiedzi, nie zawrze się w żadnym z celów prawa cytatu wymienionych przez art. 29 ust. 1 PrAut. Pamiętać jednak należy o tym, że działanie takie nie może prowadzić do ogólnego rozszerzania celów, w jakich cytat może być zastosowany. Wyliczenie z art. 29 ust. 1 ma charakter wyczerpujący, wobec czego wykładnia rozszerzająca tego przepisu może być stosowana jedynie wówczas, kiedy konkretne ograniczenie uznane zostanie za godzące w porządek prawny i wolność słowa zagwarantowaną przez art. 10 EKPC i art. 54 ust. 1 Konstytucji RP.

Autor: Agnieszka Wachowska

[1] J. Barta, R. Markiewicz, Prawo autorskie..., s. 316
[2] Zob. Ibidem.
[3] Ibidem.
[4] Ibidem.
[5] J. Barta, R. Markiewicz, Autorskie prawa…, s. 321
[6] Ibidem, s. 318
[7] Ibidem.
[8] Ibidem.

Wolność słowa i przekazu a prawo cytatu - cz. 1

Przedstawiam pierwszy z trzech fragmentów pracy magisterskiej Agnieszki Wachowskiej na temat cytatu utworu audiowizualnego. Jeśli ktoś się interesuje tą tematyką to całą pracę Agi można będzie znaleźć w jednym z tegorocznych ZNUJ - Prace z Prawa Własności Intelektualnej.



1.1 Wolności słowa na gruncie prawa polskiego
1.2 Prawo cytatu na tle wolności słowa
1.3 Problem wąskich ram prawa cytatu w „społeczeństwie internetowym” na tle wolności słowa


W literaturze podkreśla się, że „Wolność wypowiedzi jest uważana w myśli liberalnej za najważniejszą z wolności obywatelskich. Służy ona nie tylko samorealizacji jednostki, ale pełni także niezwykle ważną funkcję w procesie sprawowania władzy”[1]. Piewcy wolności obywatelskiej i wolności słowa, tacy jak John Milton i John Stuart Mill przekonani byli o tym, że wolność słowa jest naturalnym prawem jednostki, którego uznanie jest niezbędnym warunkiem odkrywania prawdy w życiu publicznym. W ich przekonaniu to właśnie „wolny rynek idei” leżący u podstaw wolności słowa jest jedynym mechanizmem pozwalającym na pełne poszukiwanie prawdy w życiu publicznym[2].


W polskim systemie prawnym „wolność słowa” chroniona jest na poziomie konstytucyjnych oraz zagwarantowana jest na mocy licznych konwencji i umów międzynarodowych, w tym w art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka[3]. Zgonie z treścią artykułu 54 ust. 1 Konstytucji RP: „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”[2]. Również art. 10 ust. 1 EKPC przewiduje, iż: „Każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii. Prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe (…)”[5]. Na podstawie wskazanych przepisów powszechnie uznaje się, że pod ochronę prawa brane są cztery podstawowe wolności: 1) wolność wyrażania swoich poglądów za pomocą wszelkich dostępnych sposobów ich uzewnętrzniania, 2) wolność rozpowszechniania swoich i cudzych poglądów, 3) wolność dostępu do istniejących źródeł informacji pozwalająca zapoznawać się z cudzymi poglądami, 4) wolność poszukiwania informacji[6]. Warto w tym miejscu podkreślić, iż chroniona na gruncie prawa polskiego „wolność wyrażania poglądów” kwalifikowana jest jako wolność o charakterze osobistym, a nie politycznym. Wynika to z faktu, iż objęte są nią zapatrywania każdego człowieka, a nie tylko obywateli, w bardzo szerokim zakresie obejmującym przekonania w sprawach publicznych, wszelkiego rodzaju opinie dotyczące różnorodnych sfer i aspektów życia oraz oceny w najrozmaitszych kwestiach[7]. Wobec powyższego, „wolność słowa” odnosi się nie tylko do wolności prezentowania swoich poglądów, myśli bądź opinii za pomocą słowa pisanego, czy mówionego, ale również do wolności prezentowania innych form wyrazu. Co więcej, w dobie „kultury obrazkowej”, wspomniana wolność słowa coraz częściej sprowadzać się będzie do wolności prezentowania, rozpowszechniania i wykorzystywania „obrazów” (tj. grafik, symboli, zdjęć czy rysunków) oraz materiałów audiowizualnych, w których prezentowane są pewne idee, czy poglądy. Warto w tym miejscu podkreślić, iż niekiedy obraz, (rozumiany szeroko jako obraz statyczny i dzieło audiowizualne zarazem) jest w stanie wyrazić znacznie więcej niż same słowa. Przykładowo, dramat i tragedię prowadzonej wojny znacznie lepiej jest w stanie oddać kilkusekundowy film, czy jedno zdjęcie, niż wielostronicowy tekst, czy nawet pełna emocji dłuższa wypowiedź. Dlatego, patrząc na problem „wolności słowa” i przekazu, pamiętać należy o tym, iż wolność ta ściśle związana jest z realiami społecznymi w jakich się znajduje. W czasach, w których to właśnie dzieło audiowizualne staje się jednym z głównych nośników myśli i idei, konieczne jest spojrzenie na wolność słowa również jako na „wolność przekazu obrazkowego”. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na nowy przejaw korzystania z obrazu jako nośnika idei, polegający na tworzeniu i zamieszczaniu w Internecie w okresie kampanii wyborczych licznych, zwykle krótkich, materiałów audiowizualnych w formie animowanej, bądź też w formie kolażu, mających na celu oczernienie, bądź ośmieszenie konkurencji, albo też zachwalanie własnego kandydata lub ugrupowania. Nasilająca się skala wskazanych zachowań powinna uzmysłowić wszystkim, jak wielką rolę z punktu widzenia postrzegania wolności słowa odgrywa w dzisiejszych czasach utwór audiowizualny.

Autor: Agnieszka Wachowska

[1] P. Sarnecki (red), Prawo konstytucyjne, wydanie 5, Warszawa 2005 r. s. 74


[2] Zob. W. Wacławczyk, [w:] Prawa i wolności I i II generacji… pod red. A. Florczak, B. Bolechowa, Koncepcja „wolnego rynku idei” w świetle współczesnych standardów swobody wypowiedzi, Toruń 2006 r., s. 163-164
[3] Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności (EKPC) sporządzona w Rzymie 4 listopada 1950 r., weszła w życie 3 września 1953r., ratyfikowana przez Polskę 19 stycznia 1993 r.
[4] Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz. U. z 1997 r. Nr 78, poz. 483 z późn. zmianami)


[5] Zob. Dz. U. z 1993 r. nr 61 poz. 284
[6] Zob. P. Sarnecki, Prawo konstytucyjne…, s. 74


[7] Zob. P. Sarnecki, [w:] Prawo mediów pod red. J. Barta, R. Markiewicz, A. Matlak, Regulacja problematyki środków społecznego przekazu w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, s. 23

czwartek, 19 marca 2009

Nieuczciwe praktyki rynkowe

Prawo zwalczania nieuczciwej konkurencji ma długie tradycje. O ile jednak chroni ono, obok interesu przedsiębiorców, także interes klientów, jest to ochrona jedynie uboczna. Dyrektywa 2005/29/WE o nieuczciwych praktykach handlowych za główny przedmiot ochrony przyjęła interes konsumentów. Implementująca ją do polskiego porządku prawnego ustawa z dnia 23 sierpnia 2007 r. o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym zawiera szereg śmiałych rozwiązań, ale i legislacyjnych nieporozumień. Pominę tu kwestie związane z poszczególnymi praktykami – ich katalog jest zbyt szeroki[1], aby można było chociaż zasygnalizować kłopoty interpretacyjne. Zwrócę więc uwagę na kilka problemów o bardziej generalnym charakterze.


Ustawa niemal kopiuje system cywilnoprawnych roszczeń z art. 18 ust. 1 u.z.n.k. Niemal, bo zrezygnowano z przeniesienia do u.p.n.p.r. roszczenia o zwrot bezpodstawnie uzyskanej korzyści, a ponadto w oryginalny sposób ujęto roszczenie o naprawienie szkody. Brak roszczenia o zwrot bezpodstawnie uzyskanej korzyści trudno uznać za lukę. To roszczenie w stosunkach konsumentów z przedsiębiorcami jest w zasadzie zbędne – ma sens jedynie w stosunkach horyzontalnych (między konkurentami). Z kolei „oryginalność” roszczenia o naprawienie szkody polega na dodaniu zwrotu „w szczególności żądania unieważnienia umowy z obowiązkiem wzajemnego zwrotu świadczeń oraz zwrotu przez przedsiębiorcę kosztów związanych z nabyciem produktu”. Tradycyjnie, jako przepis wprowadzający instytucję nietypową, omawiany art. 12 ust. 1 pkt 4 został przegłosowany w trakcie prac parlamentarnych bez żadnych uwag. A tymczasem zniweczenie umowy jako forma naprawienia szkody pojawiało się dotąd w zasadzie tylko w nielicznych wypowiedziach doktryny, jako jeden ze sposobów restytucji naturalnej. Trudno powiedzieć, dlaczego ustawodawca zdecydował się na wprowadzenie tego typu roszczenia właśnie do przepisu dotyczącego odszkodowania – konsument może chcieć zniweczenia umowy bez konieczności wykazywania szkody. Zresztą, może to zrobić i teraz, występując z roszczeniem o usunięcie skutków nieuczciwej praktyki! Tym bardziej trudno odgadnąć cel, jaki przyświecał ustawodawcy przy konstruowaniu roszczeń.


Co więcej, jako jedyne państwo europejskie Polska przyznała legitymację czynną do występowania z roszczeniami indywidualnemu konsumentowi (zezwala na to dyrektywa w 9. motywie preambuły). Definiując konsumenta odsyła z kolei do przepisów kodeksu cywilnego, czyli do definicji uznającej za konsumenta osobę fizyczną, która dokonuje czynności prawnej w celu niezwiązanym z jej działalnością gospodarczą lub zawodową. Zabieg ten zasługiwałby na pochwałę gdyby nie to, że jego skutkiem musi być wykluczenie roszczeń osoby fizycznej nieprowadzącej działalności gospodarczej lub zawodowej przed dokonaniem czynności prawnej! Innymi słowy, dopóki jestem jedynie adresatem pewnej praktyki, np. reklamy wprowadzającej w błąd (sfera faktów), a nie stroną czynności prawnej (sfera czynności konwencjonalnych), nie jestem konsumentem, a zatem nie przysługuje mi legitymacja czynna w procesie z przedsiębiorcą. Jest to o tyle niefortunne, że nieuczciwe praktyki rynkowe mogą wpływać (zob. art. 4 ust. 1 u.p.n.p.r.) na zachowanie przeciętnego konsumenta przed, w trakcie i po zawarciu umowy. W doktrynie proponowana jest interpretacja nakazująca uwzględniać (śladem dyrektywy) także dokonywanie przez osobę fizyczną czynności faktycznych[2], jednak trudno sobie wyobrazić odejście od jednoznacznej wykładni językowej przy tak precyzyjnym odesłaniu do definicji z art. 221 k.c.

Ponadto, sam fakt posiadania legitymacji czynnej nie oznacza, że naruszenie interesu konsumenta-powoda przesądzi o zasadności roszczenia. Do tego niezbędne jest zaistnienie nieuczciwej praktyki rynkowej, a jej definicja odwołuje się do pojęcia przeciętnego konsumenta (zob. art. 2 pkt 8 u.p.n.p.r.), a zatem wzorca normatywnego, wypracowanego przez orzecznictwo ETS. Można zatem wyobrazić sobie sytuację, w której konsument co prawda będzie legitymowany czynnie, ale praktyka naruszająca jego indywidualny interes wcale nie będzie nieuczciwa, ponieważ nie wywołałaby istotnego wpływu na podejmowanie decyzji przez „przeciętnego konsumenta”.

Wreszcie, kontrowersje wywołuje stosunek przepisów u.p.n.p.r. do przepisów u.z.n.k. Ustawodawca polski, inaczej niż niemiecki, nie zdecydował się na połączenie systemu zwalczania nieuczciwej konkurencji ze zwalczaniem nieuczciwych praktyk rynkowych w jednej ustawie. U.z.n.k. chroni zatem przede wszystkim interes konkurentów (choć, wtórnie, także konsumentów), a u.p.n.p.r. chroni przede wszystkim interes konsumentów (a także, ponownie wtórnie, interes uczciwych konkurentów). Można postawić pytanie, czy konkurenci mogą wystąpić z roszczeniami przeciwko przedsiębiorcy stosującemu nieuczciwe praktyki rynkowe, wobec pominięcia ich w umieszczonym w art. 12 u.p.n.p.r. katalogu podmiotów dysponujących legitymację bierną. Wydaje się, że tak, przy czym wymagałoby to uznania nieuczciwej praktyki za czyn nieuczciwej konkurencji. Biorąc jednak pod uwagę, że w art. 3 u.p.n.p.r. znalazł się wyraźny zakaz stosowania nieuczciwych praktyk rynkowych, a klauzula generalna z art. 3 ust. 1 u.z.n.k. obejmuje czyny sprzeczne z ustawą lub dobrymi obyczajami, naruszające interes przedsiębiorcy lub zagrażające mu, można stworzyć taką „piętrową” konstrukcję. Tym samym, przedsiębiorca, którego interes został zagrożony lub naruszony stosowaniem nieuczciwej praktyki, może wystąpić z roszczeniami, ale z art. 18 ust. 1 u.z.n.k. Dysponuje zatem szerszym ich katalogiem (ma także wspomniane roszczenie o wydanie korzyści).

Trudno powiedzieć, jaką rolę odegra omawiana ustawa w zwalczaniu nieuczciwych praktyk rynkowych. Z jednej strony nie brakuje potencjalnych adresatów pozwów. Z drugiej, czy polscy konsumenci są gotowi występować na drogę sądową? Być może skłoni ich do tego ułatwienie dowodowe umieszczone w art. 13 u.p.n.p.r. (to przedsiębiorca musi udowodnić, że dana praktyka nie jest nieuczciwą praktyką wprowadzającą w błąd!). Być może ułatwieniem będzie proponowana instytucja pozwu zbiorowego. Być może jednak ustawa nie znajdzie zastosowania w praktyce, a śmiała decyzja ustawodawcy trafi w próżnię.

Autor: Bohdan Widła
[3]



[1] Co zresztą było krytykowane jako przejaw „braku zaufania” do sędziów, zob. J. Szwaja, A. Tischner, Implementacja dyrektywy 2005/29/WE o zwalczaniu nieuczciwych praktyk rynkowych do prawa polskiego, „Monitor Prawniczy” 20/2007, s. 1117.

[2] A. Michalak, Przeciwdziałanie nieuczciwym praktykom rynkowym. Komentarz, Warszawa 2008, s. 56.

[3] Poglądy prezentowane w niniejszym tekście są efektem współpracy Wojciecha Jarosińskiego i niżej podpisanego.

sobota, 7 marca 2009

Nowelizacja kodeksu spółek handlowych dokonana ustawą z dnia 23 października 2008 r. i jej europejski kontekst.

W odniesieniu do spółek kapitałowych stanowią one kolejny krok w kierunku liberalizacji ochrony kapitału zakładowego, wyznaczony ostatnio m.in. przez dyrektywę 2006/68/WE z dnia 6 września 2006 r. zmieniającą dyrektywę Rady 77/91/EWG w sprawie tworzenia spółek akcyjnych i utrzymywania oraz zmian wysokości kapitału. Dyrektywa ta została implementowana do prawa polskiego ustawą z dnia 13 czerwca 2008 o zmianie ustawy – Kodeks spółek handlowych (Dz. U. 2008 r., nr 118, poz. 747), przewidującą m. in. ograniczenie zakazu financial assistance, czy złagodzenie warunków nabywania akcji własnych przez spółki akcyjne.[1] Nowelizacja z 23 października 2008 r. przynosi w tym zakresie kolejną zmianę. Przewiduje ona bowiem obniżenie minimalnej wartości kapitału zakładowego z 50 tys. zł do 5 tys. zł w spółce z ograniczoną odpowiedzialnością oraz z 500 tys. zł do 100 tys. zł w spółce akcyjnej. W intencji ustawodawcy ma to na celu ułatwienie wyboru tych form prawnych przedsiębiorcom dysponującym niedużym kapitałem. Zmiana ta spotkała się jednak z różnym przyjęciem w doktrynie. Z jednej bowiem strony jest oceniana, zgodnie z intencją ustawodawcy, jako ułatwienie w podejmowaniu działalności gospodarczej w formie spółki akcyjnej czy spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, np. na rynku internetowych start-up’ów, a więc firm młodych, charakteryzujących się dużym potencjałem wzrostu, ale i dużym ryzykiem.[ii] Jednocześnie jednak omawiana zmiana jest przedmiotem szerokiej krytyki. Obniżeniu minimalnej wartości kapitału zakładowego powinno bowiem towarzyszyć wzmocnienie sytuacji wierzycieli, a cała nowelizacja winna mieć charakter systemowy.[iii] W obecnym kształcie omawiana zmiana może natomiast doprowadzić do wzrostu kosztów transakcyjnych ponoszonych przez kontrahentów spółek z obniżonym kapitałem zakładowym, którzy obawiając się o bezpieczeństwo swoich interesów będą częściej korzystać z doradców, audytów finansowych i prawnych.[iv] Wątpliwości budzi także to, czy nowelizacja rzeczywiście doprowadzi do powstania nowych, prężnych przedsiębiorstw. Jak wskazuje prof. S. Sołtysiński jej efektem będzie raczej, w szczególności w odniesieniu do spółek z o.o., wzrost liczby spółek, które nie rozpoczną działalności albo już w pierwszym jej miesiącu będą musiały zaciągnąć kredyt.[v]

Zmiana minimalnej wartości kapitału zakładowego w spółce z o.o. oraz spółce akcyjnej może być rozpatrywana także w perspektywie stopniowego odchodzenia od konstrukcji kapitału zakładowego, mającej rodowód XIX – wieczny.[vi] Warto w tym kontekście przywołać ostatnią nowelizację przepisów o spółce z ograniczoną odpowiedzialnością dokonaną w Niemczech, a więc ojczyźnie instytucji kapitału zakładowego (podobnie jak i spółki z o.o.). Także tam proponowano radykalne obniżenie minimalnej wartości kapitału zakładowego spółki z o.o., przy jednoczesnym wprowadzeniu odrębnej spółki kapitałowej, w której wniesienie kapitału zakładowego wcale nie byłoby wymagane. Ostatecznie przyjęto rozwiązane kompromisowe, pozostawiając wartość minimalną kapitału zakładowego niemieckiej GmbH na dotychczasowym poziomie (tj. 25 tys. euro) oraz tworząc podtyp spółki o nazwie Unternehmergesellschaft (haftungbeschränkt), dla której minimalna wartość kapitału zakładowego wynosi 1 euro.[vii] Stanowi ona w istocie odmianę spółki z o. o., będąc formą przejściową, docelowo prowadzącą do pełnego kształtu GmbH. Nowelizacja, obowiązująca od 1 listopada 2008 r., przewiduje bowiem obostrzenie w postaci obowiązku tworzenia w tego rodzaju spółce rezerwy z zysku rocznego, poprzez dokonywanie odpisów w wysokości 25% rocznego zysku, aż do osiągnięcia wymaganej dla GmbH minimalnej wartości kapitału zakładowego, a więc 25 tys. euro. Po osiągnięciu tej kwoty odpada obowiązek stosowania przepisów szczególnych dla Unternehmergesellschaft (haftungbeschränkt), a zastosowanie znajdują ogólne przepisy o spółce z ograniczoną odpowiedzialnością. Warto przy tym zauważyć, iż obniżeniu minimalnej wartości kapitału zakładowego niemieckiej GmbH towarzyszyły także zmiany mające na celu wzmocnienie pozycji wierzycieli spółki, a polegające m.in. na nałożeniu również na wspólników obowiązku zgłoszenia wniosku o upadłość spółki, gdy nie ma ona zarządu lub zarząd faktycznie nie sprawuje swojej funkcji oraz zwiększeniu odpowiedzialności zarządu za wypłaty z majątku spółki, które doprowadziły do jej upadłości lub były dokonywane już po tym, jak stała się ona niewypłacalna.[viii] Ułatwiono przy tym proces zakładania spółki z o.o. od strony formalnej, m. in. wprowadzając uproszczoną procedurę rejestracji tego rodzaju podmiotu pod warunkiem, że wpłata kapitału założycielskiego nastąpi wyłącznie w gotówce, spółka zostanie powołana maksymalnie przez trzech wspólników oraz, że podmiot będzie zarządzany tylko i wyłącznie przez jedną osobę.[ix] Procedura ta następuje w oparciu o wzorcowy dokument, który jest załącznikiem do ustawy, a umowa spółki nie powinna odbiegać w treści od tego wzoru. Niemiecka nowelizacja instytucji kapitału zakładowego w spółce z ograniczoną odpowiedzialnością ma więc niewątpliwie, w odróżnieniu od polskiej, charakter kompleksowy.

Problem ten może być także rozpatrywany w szerszym jeszcze kontekście tzw. konkurencji regulacyjnej pomiędzy państwami europejskimi.[x] W świetle bowiem dotychczasowego orzecznictwa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości wydanego na gruncie wspólnotowych przepisów o swobodzie przedsiębiorczości, możliwe jest założenie spółki na terenie jednego prawa europejskiego, a następnie przeniesienie jej faktycznej siedziby (i centrum jej działalności) do innego państwa członkowskiego, przy zachowaniu prawa państwa inkorporacji jako statutu personalnego tej spółki (a więc prawa decydującego o jej sytuacji prawnej).[xi] W związku z tym państwa europejskie zaczynają podejmować działania mające na celu stworzenie przedsiębiorcom zarówno krajowym, jak i zagranicznym, jak najatrakcyjniejszych warunków prawnych dla zakładania spółek. W tym kontekście przywoływana jest zmiana prawa francuskiego z 2004 r. pozwalająca na zakładanie spółek o kapitale 1 euro, jak i opisywana wyżej nowelizacja prawa niemieckiego.[xii] Także obniżenie minimalnej wartości kapitału zakładowego spółek kapitałowych w prawie polskim może być analizowane w takim kontekście. Nie zmienia to jednak faktu, iż omawiana nowelizacja, wobec braku wzmocnienia pozycji wierzycieli spółki, jest niewystarczająca.

Kolejną istotną zmianą, jaką wprowadza w odniesieniu do spółek kapitałowych ustawa z dn. 23 października 2008 o zmianie ustawy – Kodeks spółek handlowych, jest liberalizacja wymogów formalnych w przypadku umów zawieranych przez spółkę kapitałową z jej jedynym wspólnikiem (akcjonariuszem), pełniącym jednocześnie funkcję jedynego członka zarządu spółki. Nowelizacja przewiduje bowiem uchylenie § 2 i 3 art. 173 k.s.h. oraz § 3 i 4 art. 303 k.s.h., a więc zniesienie wymogu formy aktu notarialnego dla wspomnianej wyżej kategorii umów. Oznacza to, że obecnie dla oświadczenia woli jedynego wspólnika (akcjonariusza) adresowanego do spółki wystarcza zachowanie formy pisemnej ad solemnitatem, chyba że ustawa w szczególnych wypadkach będzie wprowadzać inne rozwiązania (art. 17 § 1 k.s.h.).

Podobnie jak w przypadku obniżenia minimalnej wartości kapitału zakładowego spółki z o.o. oraz spółki akcyjnej, także w tym przypadku intencją ustawodawcy było ułatwienie obrotu gospodarczego. Ponadto, jak wskazuje uzasadnienie projektu nowelizacji, dotychczasowe wymogi wprowadzane przez art. 173 k.s.h. i art. 303 k.s.h. były zbyt surowe, także w świetle przepisów tzw. XII Dyrektywy Rady Wspólnot Europejskich w sprawie prawa spółek z dnia 21 grudnia 1989 r. nr 89/667/EWG, która łagodniej podchodzi do kwestii oświadczeń woli jedynego wspólnika (akcjonariusza) składanych spółce. Wskazuje ona bowiem jedynie, iż konieczne jest zachowanie formy pisemnej i to tylko w zakresie czynności przekraczających zwykły zarząd, nie precyzując przy tym rygoru niezachowania formy. Jednakże omawiana zmiana, podobnie jak obniżenie minimalnej wartości kapitału zakładowego, spotkała się z różnym przyjęciem. Zdaniem prof. A. Kidyby, który przygotował opinię do projektu nowelizacji, pozostawianie wspólnikom znacznej swobody w kształtowaniu relacji między wspólnikiem i spółką, może prowadzić do nadużyć.[xiii] Ułatwienie obrotu dla spółki jednoosobowej może bowiem skutkować utrudnieniem tego obrotu dla jej wierzycieli lub wierzycieli wspólnika, w szczególności w zakresie egzekucji zobowiązań.[xiv]

Ostatnią istotną zmianą, jaką wprowadza nowelizacja w odniesieniu do spółek kapitałowych, jest regulacja dotycząca dnia wypłaty dywidendy. W przypadku spółki z ograniczoną odpowiedzialnością dotychczasowe przepisy w ogóle nie przewidywały kiedy dywidenda ma być wypłacana, a jedynie regulowały tzw. dzień dywidendy, tj. dzień według którego ustala się listę wspólników uprawnionych do dywidendy za dany rok obrotowy (art. 193 § 1 – 3 k.s.h.). Nowelizacja wprowadza zasadę, iż dywidendę wypłaca się w dniu określonym w uchwale wspólników. Jeżeli natomiast uchwała wspólników takiego dnia nie określa, dywidenda jest wypłacana w dniu określonym przez zarząd. W odniesieniu do spółki akcyjnej art. 348 § 3 k.s.h. przewidywał, iż termin wypłaty dywidendy ustala zwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy. Nowelizacja uzupełnia tę regułę, przyjmując iż w wypadku gdy dzień wypłaty dywidendy nie jest określony w uchwale walnego zgromadzenia, dywidenda jest wypłacana w dniu wskazanym przez radę nadzorczą.

Wprowadzenie omawianych zmian zostało podyktowane problemami pojawiającymi się na gruncie prawa podatkowego. Zgodnie bowiem z orzecznictwem Naczelnego Sądu Administracyjnego dywidenda, która nie została wypłacona wspólnikom niezwłocznie po podjęciu uchwały przez zgromadzenie wspólników w tym zakresie stanowi nieodpłatne świadczenie w rozumieniu przepisów ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych, a co za tym idzie jest przychodem spółki.[xv] Wprawdzie w odniesieniu do spółki akcyjnej, która spóźniła się z wypłatą dywidendy w dniu określonym w uchwale walnego zgromadzenia akcjonariuszy Naczelny Sąd Administracyjny powyższej reguły już nie zastosował[xvi], jednakże omawiane zmiany niewątpliwie mogą wpłynąć pozytywnie na sytuację spółek kapitałowych, które będą miały większą kontrolę nad określaniem dnia wypłaty dywidendy. Co za tym idzie, spółki kapitałowe będą mogły uniknąć negatywnych dla nich skutków podatkowych wynikających z opóźnienia w wypłacie dywidendy, poprzez odpowiednie planowanie procesu jej wypłacania.

Również nie wszystkie zmiany jakie nowelizacja wprowadza w odniesieniu do spółek osobowych spotkały się z aprobatą. Dotyczy to m.in. zniesienia obowiązku przekształcenia spółki cywilnej w spółkę jawną, w wypadku gdy przychody netto ze sprzedaży towarów lub świadczenia usług w każdym z dwóch kolejnych lat obrotowych osiągnęły równowartość w walucie polskiej co najmniej 400.000 euro, przewidzianego w art. 26 § 4 k.s.h. W obowiązującym stanie prawnym wspomniane przekształcenie ma charakter fakultatywny i nie jest obwarowane żadnymi wymogami. Zmiana ta jest krytykowana niezwykle ostro. Zdaniem prof. A. Kidyby jest ona nawet najgorszą i najbardziej niebezpieczną, spośród przewidzianych ostatnią nowelizacją.[xvii] Dopuszczenie spółek cywilnych do działalności gospodarczej na dużą skalę niesie bowiem ze sobą znaczne ryzyko. Przedmiotem krytyki jest także inna ze zmian wprowadzonych przez nowelizację w odniesieniu do spółek osobowych, a mianowicie zniesienie wymogu formy aktu notarialnego dla umowy spółki partnerskiej. Zgodnie bowiem ze znowelizowanym art. 92 k.s.h. umowa spółki partnerskiej może zostać zawarta w formie pisemnej ad solemnitatem. Warto przy tym zauważyć, iż początkowo reforma zakładała zniesienie wymogu formy notarialnej nie tylko w odniesieniu do spółek partnerskich, ale także spółek komandytowych, komandytowo-akcyjnych i z ograniczoną odpowiedzialnością. Propozycje te spotkały się jednak z negatywnym przyjęciem. W ostateczności zmiana dotyczy wyłącznie spółek partnerskich. Jakkolwiek spotkać można głosy, iż nowelizacja również w tym zakresie tworzy pole do nadużyć, zdaniem prof. M. Romanowskiego w stosunku do spółek partnerskich rezygnacja z wymogu formy aktu notarialnego dla umowy spółki wydaje się najmniej kontrowersyjna.[xviii] Spośród zmian wprowadzonych nowelizacją w odniesieniu do spółek osobowych większych kontrowersji nie budzi także dostosowanie treści art. 33 k.s.h., regulującego kwestię solidarnej odpowiedzialności wspólników spółki jawnej za zobowiązania powstałe przy prowadzeniu przedsiębiorstwa, wniesionego do spółki przez przedsiębiorcę jednoosobowego, do przepisów kodeksu cywilnego (art. 554 k.c.).

Podsumowując, należy stwierdzić, że nowelizacja k.s.h. dokonana ustawą z dnia 23 października 2008 r. jedynie częściowo zasługuje na aprobatę. W znacznej mierze zmiany stanowią jednak krok w niewłaściwym kierunku (np. likwidacja obligatoryjnego przekształcenia spółki cywilnej w jawną), bądź wprowadzone zostały w sposób niepełny (np. obniżenie minimalnej wartości kapitału zakładowego w spółkach kapitałowych). Tymczasem wiele instytucji kodeksu spółek handlowych wymaga zmian kompleksowych, systemowych, dostosowujących je do wymagań nowoczesnego obrotu handlowego. W najbliższym zresztą czasie polskie prawo spółek czekają dalsze reformy, wynikające m. in. z potrzeby implementacji kolejnych dyrektyw (np. dyrektywy 2007/36/WE w sprawie wykonywania niektórych praw akcjonariuszy). Miejmy nadzieję, że zostaną one przeprowadzone rozważniej.


[i] Zob. szerzej M. Żurek, Liberalizacja ochrony kapitału zakładowego i jej znaczenie dla KSH, Monitor Prawniczy nr 19/2007.

[ii] Zob. http://czuchaj.blogspot.com/2008/06/nowelizacja-prawa-spek.html

[iii] Obniżenie kosztów zakładania i prowadzenia spółek nie wyzwoli przedsiębiorczości. Debata nad nowelizacją Kodeksu spółek handlowych, Gazeta Prawna nr 171, 2 września 2008.

[iv] Minima kapitałowe w spółkach nie powinny być tak drastycznie obniżone. Rozmowa ze Stanisławem Soltysińskim, prof. Uniwersytetu A. Mickiewicza w Poznaniu, Gazeta Prawna nr 86, 2 maja 2008.

[v] Minima kapitałowe…, Gazeta Prawna nr 86, 2 maja 2008.

[vi] Zob. A. Opalski, Kapitał zakładowy: skuteczny instrument ochrony wierzycieli czy przestarzała koncepcja prawna? Próba porównania modeli ochrony wierzycieli w prawie państw europejskich i Stanów Zjednoczonych, Kwartalnik Prawa Prywatnego, nr 2/2004.

[vii] M. Chomiuk, Czego może nas nauczyć reforma niemieckiego prawa spółek, Rzeczpospolita nr 273 (8174), 22 – 23 listopada 2008.

[viii] M. Chomiuk, Czego może…, Rzeczpospolita nr 273 (8174), 22 – 23 listopada 2008.

[x] M. Szydło, Konkurencja regulacyjna w prawie spółek, Wolters Kluwer 2008.

[xi] Zob. m. in. wyrok ETS z 5 listopada 2002 r. w sprawie Überseering, C – 208/00; a także J. Napierała, Europejskie prawo spółek, C. H. Beck 2006.

[xii] Obniżenie kosztów…, Gazeta Prawna nr 171, 2 września 2008.

[xiii] Zob. M. Romatowska, R. Kwaśnicki, Umowy z jedynym wspólnikiem (akcjonariuszem) już bez notariusza, Rzeczpospolita nr 302 (8203), 29 grudnia 2008.

[xiv] D. Michta, Kodeks spółek handlowych: wątpliwa zmiana, Rzeczpospolita nr 280 (8181), 1 grudnia 2008.

[xv] zob. uchwałę NSA w składzie 7 sędziów z dnia 18 listopada 2002 r., sygn. FPS 9/02.

[xvi] zob. wyrok NSA z dnia 29 września 2004 r., sygn. FSK 780/4.

[xvii] Obniżenie kosztów…, Gazeta Prawna nr 171, 2 września 2008.

[xviii] Obniżenie kosztów…, Gazeta Prawna nr 171, 2 września 2008.