czwartek, 30 października 2008

Nickname jako dobro osobiste cz.2

Ponad miesiąc temu wspomniałem o orzeczeniu SN w sprawie ochrony nickname’u (sygn. akt II CSK 539/07) i moich wątpliwościach związanych z podstawą takiej ochrony. Dziś chciałem kontynuować temat. Załóżmy (tak jak to zrobił miszka w komentarzu), że nickname to nic innego jak pseudonim. Spróbujmy zatem wskazać cechy charakterystyczne dla tego dobra i jego ochrony.

Czy każdy pseudonim jest chroniony? Aby odpowiedzieć negatywnie na tak postawione pytanie, należy wskazać kryteria, według których ochrona będzie przyznawana. Można stwierdzić, że prawo do pseudonimu chroni więź osoby fizycznej z obranym przez nią określeniem. W takim przypadku ocenie podlegałaby intensywność tej więzi, czyli jak bardzo dana osoba utożsamia się ze swoim pseudonimem. Niestety takie kryterium jest mało przydatne, ponieważ odwołuje się wyłącznie do przeżyć jednej osoby, a przez to nie jest możliwe jego obiektywne wyrażenie.

Innym kryterium może stać się treść samego pseudonimu. W zasadzie pseudonimem może być dowolne wyrażenie. Niewątpliwie oryginalny pseudonim sprzyja jego rozpoznawalności. Jednakże z punktu widzenia jego ochrony jako dobra osobistego nie jest decydujące czy użytkownik podpisuje się „carpcov” czy „mlody16”.

Kolejnym sposobem jest uznanie, że tylko pseudonimy rozpoznawalne zasługują na ochronę. Takie rozwiązanie sprowadzałoby się do wymogu wykazania przez uprawnionego, że jego pseudonim cieszy się renomą w określonym środowisku. Niedoskonałymi, ale w miarę obiektywnymi miernikami renomy mogą być komentarze otrzymane od innych użytkowników (np. Allegro), mierniki wysłanych postów (fora dyskusyjne). Nie bez znaczenia pozostaje również długość okresu posługiwania się pseudonimem. Środowiskiem jest niewątpliwie jest ten portal, na którym użytkownik jest zarejestrowany. Jednakże w przypadku, kiedy portale połączone są tematycznie (dot. specjalistycznych dziedzin lub bardzo precyzyjnie określonego tematu – np. jednej gry komputerowej) lub jest duża liczba wspólnych użytkowników to można przyjąć, że środowiskiem będzie grupa portali. Krótko mówiąc, dobro osobiste w postaci pseudonimu powstaje nie w chwili obrania go przez daną osobę, ale w momencie nabrania przez ten pseudonim cech odróżniających (renomy). Ochrona obejmuje tylko środowisko, na którym pseudonim cieszy się renomą. Posługiwanie się takim kryterium uważam z właściwe.

Typologia naruszeń. Jak zostało wcześniej napisane, prawo do pseudonimu chroni więź osoby fizycznej z obranym przez nią określeniem. W związku z tym chciałbym krótko wskazać na dwa typy naruszeń.

„Podszywanie się”. Ten typ polega na użyciu cudzego pseudonimu jako własnego. „Podszywanie się” należy zakwalifikować jako czyn bezprawny, ponieważ jego efektem jest wykorzystanie cudzej renomy. Wytwarza się błędne przekonanie, że wypowiedzi lub inne zachowania uczynione przez „podszywającego się” wychodzą od osoby pierwotnie posługującej się pseudonimem. W przypadku wielu usług ryzyko wystąpienia tego naruszenia jest ograniczane przez strukturę portali. Nie jest wtedy możliwe zarejestrowanie konta na nickname, który już występuje na portalu.

Użycie pseudonimu podobnego. Ten czyn można uznać za bezprawny z tych samych przyczyn co „podszywanie się”. Jednakże o ile w poprzednim typie ryzyko wprowadzenia w błąd było domniemane, to w tym przypadku należy udowodnić prawdopodobieństwo wprowadzenia w błąd.

Użycie pseudonimu w celu wskazania na osobę, która się nim posługuje lub na działalność tej osoby nie stanowi naruszenia prawa do pseudonimu, choćby owo użycie odbyło się bez zgody uprawnionego. Sformułowanie „carpcov to pijak i rozpustnik” z punktu widzenia mojego prawa do pseudonimu jest indyferentne. Oczywiście w tym przypadku można przyjąć naruszenie dobrego imienia. Podobnie zresztą postąpił w przytoczonej na wstępnie sprawie sąd okręgowy. Moim zdaniem, rozważania na temat nickname’u powinny być ograniczone do rozstrzygnięcia czy nick może identyfikować osobę fizyczną, a więc czy należy go uznać za odmianę pseudonimu.

poniedziałek, 27 października 2008

Modyfikujące przyjęcie oferty – jak oceniać istotność zmian?

Zasada „lustrzanego odbicia” oświadczenia o przyjęciu oferty doznaje w polskim prawie kilku wyjątków. Jednym z nich jest przypadek uregulowany w art. 681 k.c., wedle którego w stosunkach między przedsiębiorcami odpowiedź na ofertę z zastrzeżeniem zmian lub uzupełnień niezmieniających istotnie treści oferty poczytuje się nie za kontrofertę oblata, ale za przyjęcie pierwotnej oferty. W takim wypadku strony wiąże umowa o treści określonej w ofercie, z uwzględnieniem zastrzeżeń zawartych w odpowiedzi na nią. Słowem, umowa zostanie zawarta, mimo że oblat zmodyfikował warunki oferty. Modyfikacja nie może być jednak istotna. Na gruncie tej regulacji powstaje pytanie: według jakiego modelu/kryterium należy oceniać, czy zmiany są istotne?

Trudno znaleźć w doktrynie klarownie przedstawione wytyczne dla prawidłowego dokonania wykładni pojęcia istotności. Udzielenie odpowiedzi, że ocenę należy uzależnić od konkretnego stanu faktycznego[1] nie do końca można uznać za właściwe. Nawet bowiem w przypadku bezsporności stanu faktycznego, każda ze stron może w sposób odmienny traktować poszczególne zmiany. To, co dla oblata stanowi drobną, nieistotną zmianę, dla oferenta może być czymś niemożliwym do zaakceptowania. Ustawodawca przewidział taką sytuację i wskazał, że w przypadku, gdy oferent niezwłocznie sprzeciwi się włączeniu zastrzeżeń do umowy, modyfikująca odpowiedź oblata będzie traktowana nie jako przyjęcie oferty, ale jako nowa oferta (681 § 2 k.c.). Rozwiązanie to nie jest jednak w pełni zadowalające – dotyczy bowiem jedynie sytuacji, w których odpowiedź oblata zawierała zmiany niezmieniające istotnie treści oferty.

Jak natomiast należy potraktować sytuację, w której oferent uznając zmiany za istotne, a w konsekwencji odpowiedź oblata za nową ofertę, nie wyraził sprzeciwu na dokonanie zmiany i jednocześnie nie przyjął w sposób wyraźny nowej oferty? Słowem, jak należy potraktować zachowanie oferenta, który nie zareaguje w żaden sposób na zmianę? W tym właśnie kryje się niejasność interpretacyjna, bowiem jedno i to samo zachowanie może być rozumiane na dwa różne sposoby: oferent – nie reagując – bądź wyraził zgodę na zmianę treści oferty (w takiej sytuacji nie mógłby podnosić, że nastąpiła istotna zmiana treści oferty), albo uznał, że zmiana jest na tyle istotna, że umowa nie została zawarta (w takiej sytuacji brak jest jednak przepisu szczególnego obligującego oferenta do poinformowania oblata, że odpowiedź zawiera istotne zmiany, co w konsekwencji stanowi nową ofertę)[2]. Z drugiej strony oblat, modyfikując warunki oferty, nie ma obowiązku upewnienia się, w jaki sposób oferent potraktował zmiany. Obserwując reakcję oferenta, a właściwie jej brak, oblat mógłby zasadnie oczekiwać, że zmiana treści oferty nie jest istotna dla oferenta, a więc że umowa została zawarta na zmienionych zasadach.

Powyższe rozważania skłaniają do stwierdzenia, że samo określenie stanu faktycznego jest niewystarczające. Nawet jeśli jest on bezsporny, może on być traktowany przez każdą ze stron w sposób odmienny. Należy się więc zastanowić, z jakiej perspektywy trzeba oceniać istotność zmian. W takiej sytuacji można wybierać spośród trzech opcji: istotność należy oceniać wyłącznie z perspektywy oblata, wyłącznie z perspektywy oferenta albo w sposób obiektywny.

Dokonywanie oceny wyłącznie z punktu widzenia oblata jest trudne do obrony. Skoro zmiany pochodzą od oblata, można założyć, że dokonuje on w proponowanej treści umowy zmian korzystnych dla siebie. Przy braku uwzględnienia, czy dokonane zmiany mogą być zaakceptowane przez oferenta, równowaga stron może być poważnie zagrożona. Ostateczna treść umowy byłaby bowiem uzależniona wyłącznie od oblata.

Dokonywanie oceny wyłącznie z perspektywy oferenta może wydawać się bardziej zasadne. Wobec zmian wprowadzonych przez oblata, mechanizmem obronnym powinno być uzależnienie oceny istotności owych zmian od uznania oferenta. Z drugiej jednak strony, uzależnienie kryterium istotności wyłącznie od uznania oferenta nie jest do końca korzystne. Nie uwzględnia bowiem w żaden sposób interesów oblata, który chciałby skorzystać z możliwości modyfikacji oferty, którą przyznaje mu omawiana regulacja. Z tego powodu druga opcja wyboru również powinna zostać odrzucona.

Ochrona interesów oblata może być zapewniona poprzez przyjęcie perspektywy obiektywnej w dokonywaniu oceny istotności zmian. W tym zakresie należałoby mieć na względzie interesy typowego uczestnika obrotu, jednocześnie abstrahując od rzeczywistych zamiarów, celów czy oczekiwań konkretnego oferenta, chyba że są one oblatowi znane[3]. W tym kierunku poszły rozwiązania Konwencji wiedeńskiej o umowach międzynarodowej sprzedaży towarów z 1980 r., które są wskazywane jako pomocne przy wykładni regulacji polskiej[4]. Wedle art. 19 ust. 3 Konwencji dodatkowe lub odmienne warunki, dotyczące między innymi ceny, płatności, jakości i ilości towarów, miejsca i czasu dostawy, zakresu odpowiedzialności jednej ze stron względem drugiej lub sposobu rozstrzygania sporów, uważa się za zmieniające w sposób istotny warunki oferty. Rozwiązanie z Konwencji wiedeńskiej nie wydaje się jednak w pełni zadowalające. Mimo że stanowi znaczne ułatwienie w ocenie istotności zmian, to jednak nie uwzględnia zróżnicowanej sytuacji prawnej i faktycznej stron. Przykładowo, klauzula dotycząca sposobu rozstrzygania sporów jest uważana za zmieniającą w sposób istotny warunki oferty. Niemniej jednak może się zdarzyć, że pomiędzy przedsiębiorcami zwykło się zawierać w umowach klauzule arbitrażowe. W takiej sytuacji powstaje pytanie, czy odpowiedź oblata, która dodatkowo zawiera klauzulę arbitrażową będzie uważana za zmieniającą ofertę w sposób istotny[5]. Wedle Konwencji należałoby przyjąć, że odpowiedź oblata stanowi nową ofertę.

Kodeks cywilny nie zawiera podobnej do Konwencji wiedeńskiej reguły interpretacyjnej. Brak jest zatem katalogu elementów, które istotnie zmieniają treść oferty. W takiej sytuacji dla oceny, czy modyfikacja oferty jest istotna, możnaby zastosować w drodze analogii test istotności stosowany przy ocenie błędu jako wady oświadczenia woli (art. 84 § 2 k.c.). Test ten, mimo wątpliwości[6], powinien mieć charakter subiektywny ze względu na potrzebę ochrony interesów oferenta, znajdującego się w konkretnej sytuacji prawnej i faktycznej. Przyjęcie testu obiektywnego wykluczałoby taką możliwość i niejako sprowadzałoby sytuację do poziomu rozwiązań Konwencji wiedeńskiej.

Test subiektywnej istotności polegałby na wskazaniu, czy określona zmiana treści oferty jest na tyle istotna, że oferent nie wyraziłby zgody na taką zmianę i nie zawarłby umowy z oblatem na takich warunkach. Test ten ma swoje zalety. Z jednej strony, nie przekreśla autonomii woli oferenta. Z drugiej zaś, ustanawia dla niej granice. Poprzez bowiem uniezależnienie się od wyłącznej oceny oferenta, stworzone zostanie miejsce na uwzględnienie interesów oblata.

            Test subiektywnej istotności został również przyjęty w art. 2:208 w zw. z art. 1:301(5) Principles of European Contract Law (PECL). Wedle tej regulacji zmiana będzie uznana za istotną, jeśli oblat wie lub inna rozsądna osoba znajdująca się w pozycji oblata powinna wiedzieć, że zmiana miałaby wpływ na decyzję oferenta, czy w ogóle zawierać umowę bądź też zawierać ją na konkretnych warunkach[7].

Po określeniu modelu dokonywania oceny istotności, należałoby wrócić teraz do okoliczności stanu faktycznego, decydującego niejako o warunkach brzegowych autonomii woli oferenta. Przykładowo, w przypadku zmiany o pięć dni terminu dostawy partii cukierków trudno byłoby uznać taką zmianę za istotną, jeśli oferent jest przedsiębiorcą prowadzącym hipermarket, a z okoliczności nie można wnioskować, że potrzebował dostawy w wyznaczonym terminie. Jeśli w tym przypadku oblat nie został wcześniej poinformowany o szczególnych warunkach sytuacji oferenta (np. plany przeprowadzenia w konkretnym dniu promocji z okazji rocznicy założenia hipermarketu), a towar (np. cukierki) cieszą się co do zasady stałym zainteresowaniem bez względu na porę roku, to zmiana dostawy o pięć dni nie powinna być uznana za istotną.

            Podsumowując, rozwiązanie kodeksowe dotyczące modyfikującego przyjęcia oferty, wprowadza niepewność co do zawarcia umowy. Oferent, który uzna zmiany za istotne i będzie uważał, że nie jest związany umową, może spotkać się ze stanowiskiem odmiennym oblata, co będzie prowadziło do sporu. W takiej sytuacji należy określić model oceny istotności, dzięki czemu przedsiębiorcy będą mieli wyznaczone ramy dla prawnej możliwości modyfikacji ofert. Test subiektywnej istotności stanowi kompromisowy model zachowujący równowagę interesów każdej ze stron. Jednocześnie, w przeciwieństwie do rozwiązań obiektywizujących zawartych  w Konwencji wiedeńskiej, jest elastyczny, dzięki czemu uwzględnia zmienne okoliczności faktyczne stron.

           

            PS: Dla osób zainteresowanych tematyką prawnoporównawczą z zakresu Konwencji wiedeńskiej i PECL-u, polecam stronę http://www.cisg.law.pace.edu/



[1] S. Dmowski, S. Rudnicki Komentarz do kodeksu cywilnego. Księga pierwsza. Część ogólna. Warszawa 2004, s. 302. „Przepis nie zawiera bliższego określenia zmian lub uzupełnień <>, pozostawiając pole wykładni, która powinna być dokonana tylko na tle ustalonego stanu faktycznego”. W innych komentarzach pojawia się odwołanie do odmiennych kryteriów, które jednak w niewielkim stopniu ułatwiają odpowiedź na pytanie, jak określić istotność zmian. Mianowicie odwołanie do kryteriów ekonomicznych (tak: Z. Radwański System Prawa Prywatnego. Prawo cywilne – część ogólna. Suplement, Warszawa 2004, s. 40. „<> trzeba oceniać wedle kryteriów ekonomicznych, mając na względzie główny cel proponowanej umowy”.) lub trudności w realizacji zmienionej umowy (tak: P. Machnikowski w: E. Gniewek (red.) Kodeks cywilny. Tom I, Warszawa 2004, s. 268. „Zmiany czy uzupełnienia wprowadzone przez oblata zmieniają istotnie treść oferty, jeżeli wpływają na rodzaj i zakres obowiązków i uprawnień stron tworzonego czy zmienianego stosunku prawnego w taki sposób, że znacząco zwiększa się stopień trudności realizacji tych obowiązków albo znacząco pogarsza się ekonomiczny wynik ich wykonania”).

[2] Z praktycznego punktu widzenia, nawet jeśli oferent uzna, że umowa nie została zawarta ze względu na dokonanie przez oblata istotnych zmian w treści oferty, oferent w celu uniknięcia ewentualnego sporu, powinien sprzeciwić się w sposób wyraźny zmianom wprowadzonym przez oblata.

[3] P. Machnikowski..., s. 269.

[4] S. Dmowski, S. Rudnicki Komentarz..., s. 302

[5] O. Lando, H. Beale (red.), Principles of European Contract Law: Parts I and II, Kluwer Law International (2000), s. 177-178.

[6] O obiektywnym charakterze testu istotności z art. 84 § 2 k.c. zob. A. Radwański, System..., s. 398.

[7] Art. 2:208 PECL został w całości skopiowany do Draft Common Frame of Reference jako art. 4:208. Ze względu na to, że w tej ostatniej regulacji brak jest ogólnej definicji istotności, nie do końca jest jasne, jaki model oceny istotności zostanie przyjęty na jej gruncie. 

poniedziałek, 20 października 2008

O uprawnieniach konsumenta w przypadku niezgodności towaru z umową sprzedaży

Kolejnym przykładem niejasności interpretacyjnych związanych z prawem europejskim są uprawnienia konsumenta w przypadku niezgodności towaru z umową sprzedaży. W powiązaniu z polskim sporem dotyczącym zbiegu odpowiedzialności z tytułu rękojmi z odpowiedzialnością z tytułu niewykonania zobowiązania, kwestia wydaje się jeszcze bardziej skomplikowana. Pytania, wokół których koncentrują się owe komplikacje, brzmią następująco: czy w przypadku niezgodności towaru z umową konsument mający prawo do nieodpłatnej naprawy bądź wymiany na nowy, może dochodzić swojego prawa przed sądem, tzn. czy istnieje w takim przypadku samodzielna podstawa roszczenia? I drugie: czy w przypadku odmowy przedsiębiorcy dokonania nieodpłatnej naprawy bądź wymiany na nowy konsument ma możliwość dochodzenia przed sądem wydania upoważnienia do zastępczego wykonania zobowiązania? Choć cel każdego z tych działań jest podobny, tzn. doprowadzenie świadczenia do stanu zgodnego z zobowiązaniem, jak się okazuje dostępność w polskim systemie środków do jego uzyskania będzie zależeć od tego, kto jest nabywcą: konsument czy przedsiębiorca.

Zacznijmy od początku. Dyrektywa 1999/44 w sprawie niektórych aspektów sprzedaży towarów konsumpcyjnych i związanych z tym gwarancji określiła katalog uprawnień konsumenta. Uprawnienia te zostały ułożone w dwupoziomową sekwencję. Mianowicie w przypadku niezgodności towaru z umową konsument może najpierw żądać, aby sprzedawca naprawił towary albo może żądać od sprzedawcy ich zastąpienia, chyba że byłoby to niemożliwe lub nieproporcjonalne (art. 3 ust. 3). Są to uprawnienia pierwszego poziomu. Jeżeli jednak sprzedawca nie dokonał naprawy w rozsądnym czasie bądź ze względu na zbyt dużą niedogodność dla konsumenta albo naprawa lub wymiana były niemożliwe, konsument może domagać się stosownej obniżki ceny lub odstąpienia od umowy (art. 3 ust. 5). Są to uprawnienia drugiego poziomu.

Dyrektywa została implementowana do polskiego systemu poprzez ustawę o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej oraz o zmianie Kodeksu cywilnego (Dz.U.2002.141.1176), w której została powielona dwupoziomowa sekwencyjność uprawnień konsumenta (art. 8 ustawy). Mianowicie, w przypadku niezgodności towaru z umową konsument może żądać naprawy bądź wymiany na nowy (sekwencja pierwsza). Natomiast jeżeli np. sprzedawca nie ustosunkuje się do żądania kupującego, ten ostatni może wyznaczyć sprzedawcy dodatkowy termin na wykonanie zobowiązania z zastrzeżeniem, iż po tym terminie będzie uprawniony do odstąpienia od umowy lub obniżenia ceny (zgodnie z uprawnieniami z sekwencji drugiej).

Należy się zastanowić, czy możliwość żądania naprawy/wymiany na nowy stanowi roszczenie, którego realizację można samodzielnie dochodzić na drodze sądowej, czy też brak spełnienia przez sprzedawcę swoich obowiązków stanowi jedynie przesłankę do przejścia na drugi poziom uprawnień określonych w art. 8 ust. 4 ustawy, tj. prawa do odstąpienia od umowy bądź obniżenia ceny.

W przypadku niezgodności towaru z umową, konsument nie może od razu żądać obniżenia ceny bądź skorzystać z prawa odstąpienia. Najpierw musi skorzystać z uprawnień pierwszego stopnia, nawet jeżeli całkowicie utracił zaufanie do sprzedawcy i jego możliwości do skutecznego naprawienia bądź wymiany rzeczy. Za przykład tego niech posłuży sytuacja, w której konsument otrzymuje talerz zupy, w którym znajduje nieżywą myszę. Sprzedawca mógłby uwolnić się od odpowiedzialności wynikłej z powodu niezgodności towaru z umową, jeśliby przyniósł talerz tej samej zupy, ale już bez „ekstra dodatków”. W takim przypadku należy zapytać, czy interes konsumenta jest chroniony? I czy konsument jest w ogóle beneficjentem takiego sekwencyjnego ukształtowania uprawnień? Wydaje się, że przyjęte rozwiązanie ma za zadanie chronić raczej interes przedsiębiorcy niż konsumenta. Uprawnienia pierwszego stopnia pozwalają przedsiębiorcy – poprzez wymianę lub naprawę rzeczy – uleczyć kontrakt (right to cure) i utrzymać go w mocy.

Skoro więc pierwsza sekwencja uprawnień ma za zadanie chronić interes przedsiębiorcy, to czy konsument – mimo to – może dochodzić naprawy lub wymiany przed sądem? Jeśli przedsiębiorca zdecydował, że nie skorzysta ze swojego prawa do uleczenia kontraktu, to czy konsument, któremu zależy na doprowadzeniu świadczenia do stanu zgodnego z umową, może sądownie dążyć do takiego uleczenia czy też może jedynie skorzystać z uprawnień drugiego stopnia?

Dyrektywa nie daje jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Ze względu na jej minimalistyczny charakter państwa członkowskie mogły zapewnić szerszy niż w niej przewidziany zakres ochrony. Polskie piśmiennictwo określa jako kontrowersyjne dopuszczalność przymusowej realizacji rękojmi w postaci usunięcia wady dzieła[1]. Ponadto orzecznictwo SN na gruncie przepisów o rękojmi za wady dzieła wskazuje, że uprawniony z tytułu rękojmi nie może żądać na drodze sądowej usunięcia wad przedmiotu, a jedynie może skorzystać z uprawnienia do odstąpienia od umowy bądź obniżenia ceny[2]. Z drugiej jednak strony sformułowanie art. 8 ust. 1 ustawy „kupujący może żądać doprowadzenia [towaru konsumpcyjnego] do stanu zgodnego z umową przez nieodpłatną naprawę albo wymianę na nowy” sugeruje, że jeśli ktoś może czegoś żądać, to znaczy, że przysługuje tej osobie roszczenie, które może być zrealizowane na drodze sądowej[3]. Analiza językowa tekstu ustawy powinno w tej sytuacji przeważyć.

Jeżeli jednak stanowisko o dopuszczalności dochodzenia przed sądem uprawnień pierwszego stopnia byłoby odmienne, tzn. konsument mógłby dochodzić przed sądem jedynie uprawnień drugiego stopnia, to należy się zastanowić, czy mógłby – mimo to – wystąpić do sądu o upoważnienie do dokonania zastępczego wykonania na koszt dłużnika z art. 480 k.c. W takiej sytuacji powstałby zbieg roszczeń: z tytułu odpowiedzialności za niezgodność towaru z umową i z tytułu odpowiedzialności z tytułu niewłaściwego wykonania zobowiązania. Orzecznictwo SN, dotyczące zbiegu roszczeń z rękojmi z umowy o dzieło i niewłaściwego wykonania zobowiązania wskazuje, że takie rozwiązanie jest niedopuszczalne[4]. W przypadku sprzedaży konsumenckiej rozwiązanie byłoby jednak odmienne. Ze względu na to, że do sprzedaży konsuemenckiej nie stosuje się przepisów kodeksu cywilnego o rękojmi (art. 1 ust. 4 ustawy), kwestia odpowiedzialności odszkodowawczej będzie rozstrzygana na zasadach ogólnych. Oznacza to, że konsument mógłby żądać upoważnienia przez sąd do usunięcia niezgodności z umową na koszt sprzedawcy. Należy przyznać, że w obliczu poważnych wątpliwości doktrynalnych co do możliwości stosowania przepisów ogólnych zobowiązań do przypadków rękojmi jest to rozwiązanie dość zaskakujące. Prawo do żądania zastępczego wykonania uzależnione jest bowiem od tego, czy z roszczeniem wystąpi konsument czy przedsiębiorca. W pierwszym przypadku roszczenie to zostanie uwzględnione, w drugim zaś nie jest to już oczywiste.

 

PS: Spór co do stosowania przepisów ogólnych zobowiązań do przypadków rękojmi oraz omówienie projektu nowej dyrektywy Consumer Rights Directive, która w sposób odmienny rozwiązuje kwestię dostępności uprawnień konsumenta w umowie sprzedaży zostaną przedstawione w kolejnych postach. Chyba, że ktoś miałby wcześniej na to ochotę...



[1] E. Łętowska Zbieg norm w prawie cywilnym, Warszawa 2002, s. 125.

[2] Zob. uchwała SN z dnia 15 lutego 2002 r., III CZP 86/01 (OSNC 2002, nr 11, poz. 132) wraz z glosą krytyczną E. Łętowskiej (M.Prawn. 2002, nr 14, s. 666): „Jeżeli przyjmujący zamówienie nie usunął skutecznie wad dzieła w wyznaczonym terminie (art. 637 § 1 k.c.), zamawiający nie może żądać upoważnienia przez sąd do usunięcia wad na koszt przyjmującego zamówienie (art. 480 § 1 k.c.)”.

[3] Zob. również M. Pecyna, Ustawa o sprzedaży konsumenckiej. Komentarz, Kraków 2007, s. 165.

[4] Zob. przypis 2.

wtorek, 14 października 2008

Prawo odstąpienia w umowach zawartych poza lokalem przedsiebiorstwa

Dyrektywy europejskie w sprawie ochrony konsumentów oraz ich krajowe implementacje wywołują wiele trudności interpretacyjnych. Jedną z nich jest kwestia możliwości skorzystania z prawa odstąpienia od umowy zawartej poza lokalem przedsiębiorstwa. Wedle dyrektywy Rady z dnia 20 grudnia 1985 r. w sprawie ochrony konsumentów w odniesieniu do umów zawartych poza lokalem przedsiębiorstwa (85/577/EWG), konsument może odstąpić od umowy w ciągu siedmiu dni od otrzymania od przedsiębiorcy pisemnego zawiadomienia o prawie odstąpienia od umowy bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji (art. 5 dyrektywy). Polska ustawa implementuająca dyrektywę, tj. ustawa z 2 marca 2000 r. o ochronie niektórych praw konsumentów oraz o odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny (Dz.U. 2000.22.271) wprowadza termin dłuższy – 10 dni. Jest to tzw. czas do namysłu, w którym konsument może porównać cenę i jakość oferty z innymi ofertami dostępnymi na rynku, a także ponownie przemyśleć – już bez elementu zaskoczenia – czy chce taką umowę w ogóle zawierać.

Przedsiębiorca zawierając umowę poza lokalem przedsiębiorstwa ma określone obowiązki informacyjne w stosunku do konsumenta, m.in. ma obowiązek poinformowania go na piśmie o prawie odstąpienia od umowy (art. 4 dyrektywy, art. 3 ust. 1 ustawy). Wątpliwości pojawiają się, co się stanie, jeśli przedsiębiorca nie spełni swoich obowiązków informacyjnych bądź dokona tego w sposób niewłaściwy, np. uzależni skorzystanie z prawa odstąpienia od umowy od poniesienia dodatkowych kosztów.

Polska ustawa wprowadziła zasadę, że jeżeli konsument nie został poinformowany na piśmie o prawie odstąpienia od umowy, bieg terminu dziesięciu dni nie rozpoczyna się. W takim wypadku konsument może odstąpić od umowy w terminie dziesięciu dni od uzyskania informacji o prawie odstąpienia. Konsument nie może jednak z tego powodu odstąpić od umowy po upływie trzech miesięcy od jej wykonania (art. 4 ustawy). Ustawodawca niemiecki w par. 7(3) Gesetz über Verbraucherkredite (VerbrKrG) przyjął, że jeśli konsument nie został prawidłowo poinformowany o prawie odstąpienia, może on skorzystać z tego uprawnienia aż do czasu wykonania umowy, nie później jednak niż w ciągu roku od zawarcia umowy. Powyższe rozwiązania krajowe wzbudziły wątpliwości, w jaki sposób konsument skorzysta ze swoich praw, jeśli nie został o nich poinformowany. W ten sposób rozwiązania krajowe wprowadziły de facto ograniczenie ochrony konsumenta,  który – po upływie określonego czasu – będzie ponosił negatywne konsekwencje działań przedsiębiorcy, który nie spełnił swoich obowiązków informacyjnych.

Tak zarysowane zagadnienie było jednym z przedmiotów rozstrzygnięcia ETS w sprawie Heininger vs. Bayerische Hypo – und Vereinsbank AG (C-481/99) z dnia 13 grudnia 2001 r. Stan faktyczny wyglądał następująco: państwo Heininger, obywatele Niemiec, w 1993 r. zawarli w celu zakupu mieszkania umowę kredytową, której spłata była zabezpieczona długiem gruntowym (Grundschuld). Pięć lat później złożyli jednak wniosek o odstąpienie od umowy kredytowej. Wskazywali, że znany im agent banku odwiedzał ich w mieszkaniu, gdzie nagabywał do zawarcia umowy kredytowej w celu sfinasowania zakupu mieszkania. Ponadto utrzymywali, że przy zawarciu umowy nie zostali poinformowani o prawie odstąpienia od umowy. Sprawa ostatecznie trafiła do ETS, który orzekł, że „Dyrektywa nie zezwala krajowym ustawodawcom na ustanawianie limitu czasowego jednego roku (taki termin był ustalony w prawie niemieckim) od chwili zawarcia umowy na skorzystanie z prawa odstąpienia, jeśli konsument nie otrzymał informacji o możliwości odstąpienia”. Oznaczało to, że prawo niemieckie było niezgodne z dyrektywą. Analogicznie należałoby przyjąć, że prawo polskie, które ustanawia termin krótszy niż w Niemczech, bo jedynie trzy miesiące, również mogłoby być uznane za sprzeczne z dyrektywą.

Rozstrzygnięcie w sprawie Heininger zachęciło innych kredytobiorców, wobec których nie zostały spełnione obowiązki informacyjne, do odstępowania od umów. Jedną z takich osób była pani Hamilton, która w 1992 r. zawarła w swoim mieszkaniu umowę z Volksbank o kredyt w celu zakupu udziałów w funduszu nieruchomościowym. Umowa zezwalała na odstąpienie od umowy, ale pod warunkiem, że albo kredytobiorca spłaci kredyt w ciągu dwóch tygodni od odstąpienia albo odstąpi od umowy w ciągu dwóch tygodni od spłaty kredytu. Umowa ostatecznie została zawarta. W 1997 r. fundusz nieruchomościowy ogłosił upadłość, przez co pani Hamilton nie mogła spłacać kredytu. Zdecydowała, że weźmie kredyt refinansowy, dzięki czemu spłaciła pierwszy kredyt udzielony przez Volksbank. Tymczasem w 2002 r. kierując się rozstrzygnięciem ETS w sprawie Heininger pani Hamilton odstąpiła od pierwszej umowy kredytowej, a w 2004 r. wniosła powództwo przeciwko Volksbank m.in. o zwrot zapłaconych odsetek od pierwszej umowy kredytowej. Sprawa ostatecznie trafiła przed ETS.

Prawo niemieckie właściwe dla sprawy stanowiło, że jeśli konsument nie został poinformowany o prawie odstąpienia bądź został poinformowany o tym w sposób nieprawidłowy, prawo odstąpienia od umowy może mimo tego wygasnąć po upływie miesiąca od wykonania umowy (par. 2(1) Gesetz über den Widerruf von Haustürgeschäften und ähnlichen Geschäften). Polska ustawa ustanawia zasadę, że konsument nie może odstąpić od umowy po upływie trzech miesięcy od wykonania umowy (art. 4 zdanie ostatnie ustawy).

Ostatecznie ETS w orzeczeniu Hamilton vs. Volksbank Filder eG (C-412/06) z dnia 10 kwietnia 2008 r., stwierdził, że wykładni dyrektywy należy dokonywać w ten sposób, że ustawodawca krajowy może przewidzieć, że skorzystanie z prawa do odstąpienia (...) jest możliwe nie później niż po upływie miesiąca od całkowitego wykonania przez strony zobowiązań wynikających z umowy (...), jeżeli konsument otrzymał błędną informację dotyczącą zasad korzystania z tego prawa. Mimo że błędna informacja jest równoznaczna z brakiem informacji (tak w swojej opinii M. Poiares Maduro, Adwokat Generalny – zob. pkt 35 wyroku), ETS uznał, że wykonanie umowy stanowi decydującą przesłankę dla możliwości ograniczenia prawa odstąpienia od umowy. Oznacza to, że termin trzech miesięcy od dnia wykonania umowy zawarty w polskiej ustawie także powinien być uznany za zgodny z dyrektywą.

Podsumowując, ETS stanął na straży konsumentów – nie powinni oni ponosić negatywnych konsekwencji niewłaściwych działań przedsiębiorców, którzy zaniechali dostarczenia pisemnej informacji o prawie odstąpienia. Regulacje krajowe, które ograniczają korzystanie z prawa odstąpienia po upływie określonego czasu od chwili zawarcia umowy, powinny zostać uznane za niezgodne z dyrektywą (wyrok Heininger). Z drugiej jednak strony ETS dopuścił możliwość ograniczenia prawa odstąpienia od umowy, jeśli została ona już całkowicie wykonana (sprawa Hamilton). Konsekwencje rozstrzygnięć ETS mogą być jednak bardzo poważne. Stworzyły one bowiem ryzyko m.in. dla funkcjonowania banków, które zawierały umowy poza lokalem przedsiębiorstwa. Jeśli konsumenci nie zostali poinformowani o prawie odstąpienia, ETS otworzył możliwość na odstąpienie od umów już zawartych, a jeszcze niewykonanych. W Polsce ze względu na akcesoryjność hipoteki upadek umowy kredytowej powodowałoby bezskuteczność zabezpieczenia, co z pewnością nie byłoby pożądanym skutkiem dla banków.